Czy lubicie zmiany? Przyznam się, że ja nie za bardzo. Można wręcz powiedzieć, że jestem bardzo stała. Nie lubiłam zmieniać pracy, nie wyobrażam sobie, że mogłabym co chwilę zmieniać miejsce zamieszkania, przywiązuję się do wystroju domu, do ubrań, do miejsc. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać.
Zawsze jednak lubiłam jeden rodzaj zmiany. Zmiana, jaka zachodzi w ludziach czy wokół nich. Zmiana, która powoduje, że ich życie staje się przyjemniejsze, lepsze, bardziej wartościowe. I mogę powiedzieć, że wręcz uwielbiałam to od dziecka.
Najpierw zachwyciłam się książką Astrid Lindgren „Dzieci z Bullerbyn”. Pewnie większość z Was ją czytała. Ja zrobiłam to kilka razy. Bardzo mi się podobało życie sześciorga dzieci w maleńkiej wiosce. Zafascynowana czytałam o ich przyjaźni, przygodach, obowiązkach, ich miłość do rodziców, rodzeństwa i do zwierząt. A wiecie co mi najbardziej utkwiło w pamięci? Historia urodzin Lisy. Lisa miała dwóch braci, z którymi dzieliła pokój. W dniu urodzin powitano ją tortem, życzeniami i nieprzeczuwającą nic dziewczynkę rodzice zaprowadzili do nowego pokoju, który od tej chwili miał być tylko jej pokojem. Powiecie, co to za zmiana? Co ci się tu tak podoba? Otóż rodzice Lisy w tajemnicy przed dziećmi przygotowywali niespodziankę. Mama wyplatała dywaniki, tata wykonał drewniane mebelki, na ścianach przykleili tapetę w różyczki, w oknie powiesili firanki. Rodzice zrobili to wszystko po to, żeby zmienić życie dziewczynki na jeszcze lepsze. Żeby czuła się bardziej swobodna, żeby miała przepiękny kącik do własnej dyspozycji. A we wszystkich tych staraniach widać było wielką miłość rodziców do swoich dzieci i zrozumienie ich potrzeb.
Byłam już nieco starsza, gdy zafascynowała mnie kolejna książka. „Jutro mnie pokochasz” Pameli Norton. Jest to opowieść o młodej dziewczynie Liz Hartlej. Liz pochodzi z biednej dzielnicy. Nie jest dobrze wykształcona, źle się wyraża, wulgarnie się ubiera i maluje. Jej wygląd i sposób zachowania przyczyniają się do zwolnienia jej z pracy. Do tego wszystkiego umiera ciocia, z którą Liz mieszkała. Na drodze Liz, w tych trudnych chwilach, staje anioł stróż. Otóż Liz spotyka dawną sąsiadkę, która zmieniła swoje życie na lepsze. Za jej namową Liz postanawia się zmienić. Dziewczyna jest naprawdę zdeterminowana. Znajduje mieszkanie w dobrej dzielnicy, stosuje dietę odchudzającą, zmienia fryzurę i makijaż, dużo czyta, uczy się francuskiego i uczęszcza na zajęcia komputerowe. Do tego wszystkiego dużo pracuje, żeby zarobić na takie życie, jakie sobie wybrała. Liz nie jest łatwo, ale dzięki pracy ze sobą i silnej woli osiąga w życiu to, na czym jej bardzo zależało. A skąd taki tytuł książki? Otóż do sklepu metalowego, w którym pracowała Liz, przyszedł przystojny skrzypek. Liz zauroczyła się nim bez pamięci. Ale niestety w momencie, gdy go spotkała, można powiedzieć, pochodziła z całkiem innego świata niż on. Ale to spotkanie było takim pierwszym ziarenkiem, które gdy trafiło na podatny grunt, zakiełkowało i się pięknie rozwinęło. Zgadnijcie, jak potoczyły się dalsze losy Liz?
Ta niewielkich rozmiarów książeczka pokazuje, że w każdym człowieku drzemie niesamowita moc. Że każdy może się zmienić. Podstawowa rzecz, to naprawdę chcieć tej zmiany i stawiać krok za krokiem w kierunku tego, co chcemy osiągnąć. Nie muszę chyba mówić, że książkę przeczytałam kilka razy. Ostatnio już jako żona i matka. I nie jest powiedziane, że kiedyś z przyjemnością po nią nie sięgnę jeszcze raz.
Tak. Zawsze lubiłam czytać, słuchać czy oglądać o zmianach jakie zachodzą w człowieku i jak wiele one mu dają. Na mojej drodze pojawiały się programy o zdrowym odżywianiu i powrocie do odpowiedniej wagi, o metamorfozach związanych z wyglądem, o przeobrażeniu mieszkań i upraszczaniu życia. O przewrotach w życiu jakie następują w wyniku podjęcia ważnych decyzji, a z tym często związanych powrotach do siebie samego. Wszystkie te zmiany, każdy jej rodzaj, mimo, że dotyczący różnych aspektów życia, powodowały, że życie tych osób stawało się coraz lepsze.
Czytałam, oglądałam, słuchałam… I co? Jak było u mnie? A u mnie ze zmianami, które chciałam osiągnąć było różnie. Jako dziecko postanawiałam bardzo dbać o porządek w pokoju, systematycznie się uczyć, uprawiać sport. Wraz z wiekiem tych potrzeb związanych ze zmianami widziałam coraz więcej. Dochodziło dbanie o zdrowe odżywianie, o wygląd, o pogłębianie wiedzy, systematyczne czytanie, dbanie o dom, o rodzinę, o systematyczną pracę w pracy… Wszędzie można było znaleźć obszar, który warto było ulepszyć. Ale prawdę powiedziawszy, często był chwilowy zapał, zryw i … wracało do starego. Jak się domyślacie, nie budowało to mojej wiary w siebie, w to, że mogę, że potrafię, że dam radę. Wywoływało niezadowolenie i niechęć do kolejnych prób.
Aż przyszedł taki moment, że przestało mi być samej ze sobą dobrze. Zaczęłam szukać informacji, czy może inni mają podobnie. I tak trafiłam na temat samorozwoju. Czyli takim zrozumieniu, a później udoskonaleniu siebie i swojego życia, żeby być w tym życiu zadowolonym, i spełnionym. Po prostu szczęśliwym. Znowu czytałam, słuchałam, oglądałam. Poznawałam historie ludzi, którym się naprawdę udało. Postanowiłam spróbować. Może ja też będę należeć do grona tych, którzy ułożyli swoje życie tak, jak chcieli.
Teraz już wiem, co powoduje, że zmiany następują:
– zmiany łatwiej się wprowadza, jeśli wynikają one z naszych prawdziwych chęci, a nie z próby przypodobania się innym,
– dobrze jest widzieć jak bardzo dzięki danej zmianie poprawi się jakość naszego życia,
– nikt nie dokona naszych zmian za nas,
– trzeba być cierpliwym i krok po kroku wykonywać kolejne zadania przybliżające nas do osiągnięcia celu,
– kroki w kierunku zmiany, nie ma co się oszukiwać, najpierw wymuszamy, ale z czasem stają się one nawykowym ruchem. I o to właśnie chodzi. O nawyk. Żeby zmiana nie była chwilowa, ale trwała.
– spójność wewnętrzna jest naszym niesamowitym sprzymierzeńcem. Bo nie chodzi o to, żeby tylko mówić, że się chce, ale też robić coś w tym kierunku. Samo chcenie nic nie da.
I jeszcze jedno. Najważniejsze. Jeśli coś nam się nie powiedzie, jeśli osłabnie nasza wola i na chwilę zboczymy z drogi, to zawsze możemy na tę drogę wrócić. Bo przecież zawsze po nocy przychodzi dzień. Zawsze jest szansa na zaczynanie od nowa.
Wspaniały, inspirujący i zachęcający do wkroczenia na drogę samorozwoju tekst Joasi.
Bardzo dziękuję❤️
Ewuniu, dziękuję. Będę starała się dalej inspirować, ale też sama zmieniać się na lepsze.