
Było już późno. Położyłam się do łóżka bardzo zadowolona. Nie spodziewałam się, że ten dzień tak fajnie się skończy. Bo przecież popołudnie było jakieś takie nijakie, nie mogłam zmobilizować się do żadnej zaplanowanej pracy i przez to miałam nie najlepszy nastrój. A przez ten nastrój nie wychodziło mi też nicnierobienie. I nie byłoby w tym nic niedobrego, bo przecież każdy czasami tak ma, ale mnie męczyło to, że ja mam tak zbyt często. To moje „często”, jak możecie się domyśleć, nie dawało mi dobrej energii. Bo niby mówi się, że przecież trzeba czasami poleniuchować, odpuścić sobie. Ale myślę, że dla każdego jest inna dawka tego „czasami”, która przyczynia się albo do ładowania naszych akumulatorów, albo wręcz przeciwnie – do ich rozładowywania.
Ale co z tym moim zadowoleniem? Otóż w końcu tak się zirytowałam, że… zabrałam się do zaplanowanej pracy i jak już poszłam na faktycznie zasłużony odpoczynek byłam naprawdę bardzo z siebie zadowolona.
Gdy tak leżałam i leżałam, bo z tego mojego przecieszenia nie mogłam zasnąć, to przypomniało mi się, jak mój syn startował w zawodach. Maciej przez wiele lat uprawiał jeździectwo, a konkretnie skoki przez przeszkody. Na zawodach była taka zasada, że jeśli koń odmówił przeskoczenia przez przeszkodę, to znaczy zatrzymał się przed nią czy ją ominął, to zanim para koń plus jeździec opuściła parkur, należało wykonać prawidłowy skok. Takie zakończenie przejazdu wzmacniało psychikę konia i myślę, że jeźdźca również. Koń wiedział (tak sobie myślę, że koń tak myślał), że nieważne, że coś poszło nie tak, bo ja i tak potrafię, i tak dam radę. A kolejne zawody dla tej pary były po prostu nową szansą.
Przed moim zaśnięciem, które w końcu w którymś momencie nastąpiło, pomyślałam sobie, że my też dajemy sobie szansę na kolejny fajny dzień, jeśli ten poprzedni zakończyliśmy dobrze. A dobrze nie oznacza tylko wykonania zaplanowanych prac, to również miło spędzony wieczór, to dawka czułości, to wyjaśnieni nieprzyjemnych spraw, to pójście na wieczorny spacer, to przygotowanie się na kolejny dzień, to uwolnienie się od niezałatwionych spraw stosując zasadę Scarlett O’Hara „pomyślę o tym jutro”, to znalezienie w tym minionym dniu dobrych rzeczy i wyrażenie wdzięczności za nie.
Czy po takim dniu nie ma się ochoty powiedzieć, że piękne zakończenie jest pięknym początkiem czegoś nowego. Och, ma się ochotę. Ja na pewno mam. Czego i Wam również z całego serca życzę.